Demon właśnie z tych Gór...

Demon właśnie z tych Gór...

piątek, 9 maja 2008

Requiem for a dream


Co można dalej zauważyć, mój ulubiony film...

A o czym jest....

"Brooklyn, miejsce gdzie marzenia ścierają się z rzeczywistością i starcie to przegrywają. Tu każdy dzień wydaje się kopią następnego. Przychodzi czas, gdy trzeba samemu decydować o sobie, własnej przyszłości. Czas, gdy jedną nogą stoi się w dorosłości a jedną wciąż w dzieciństwie. Harry, Marion i Tyrone są w takim właśnie okresie. Uciekając od odpowiedzialności i monotonni życia w wspaniałej Ameryce sięgają po narkotyki. Nic niezwykłego, wszyscy tak robią. Tyrone i Harry nie chcą jednak do końca życia jechać na średnim towarze, chodzić w podartych tenisówkach i zastawiać telewizor matki Harry’ego w lombardzie, aby mieć co załadować. Postanawiają zarobić na narkotykach. Wybić się z szarej egzystencji, spełnić w ten sposób swoje marzenia, zwykłe ludzkie potrzeby (znasz to uczucie?). Marion chce otworzyć sklep z własną odzieżą i prowadzić go z ukochanym. Tyrone pragnie osiągnąć coś w życiu, aby nie musieć martwić się o jutro. Ich sen staje się rzeczywistością, rzeczywistością prowadząca nad przepaść.

Sara, matka Harry’ego także ma marzenie – wystąpić w telewizji. To tak niewiele a dla niej znaczy tak dużo. Dostaje możliwość wzięcia udziału w programie. Chce dobrze wyglądać. Odnajduje starą, elegancką czerwoną sukienkę w której była na maturze syna. Jednak, aby w niej wystąpić musi schudnąć. Po eksperymentach z dietami udaje się do lekarza po „pigułki, po których nie chce się jeść”. Jest to początek końca.

„Requiem dla snu” nie jest „filmem o narkomanach”, jak to się zwykło mówić. Narkotyki to tylko jeden z elementów i nie najważniejszy. Jest to przede wszystkim film o marzeniach i cenie jaką często przychodzi nam zapłacić za próbę ich realizacji, gdy chcemy ponieść minimalne koszty a efekt mieć szybko. Jest to także opowieść o samotności, samotnej drodze przez piekło, z którego nie da się już wyjść. Opowieść o upadku marzeń, rozliczenie z mitem „amerykańskiego snu”, którym karmieni jesteśmy na każdym kroku od najmłodszych lat.

Każdy z bohaterów to osobna historia. Harry jest typowym młodym chłopakiem, zaczynającym dorosłe życie. Ma dziewczynę, którą kocha i chce z nią zbudować coś własnego. Szuka ucieczki przed nadopiekuńczą matką, żyjąca wspomnieniami o mężu i iluzją na temat syna. Harry pragnie uwolnić się od szarości ulic. Narkotyki są dla niego odskocznią, próbą ucieczki przed uczuciami, wobec których czuje się mały.

Sara ma skromne wymagania co do jego osoby, chce, aby miał dobrą pracę, ładną, miłą żonę i dziecko. To niewiele, a jednak go przytłacza. Kocha Marion, chce dać jej szczęście, własny sklep. Są połączeni liną własnych marzeń, jedno nieświadomie ciągnie drugie na dno. W ich związku jest jednak coś zastanawiającego. Czy oprócz „ładowania” i marzeń coś ich łączy? Absolutnie mistrzowska scena na molo. Jedna z moich ulubionych, nie tylko w tym filmie, ale w całej historii kina. Harry widzi Marion stojącą przy barierce. Chłopak biegnie do niej, woła ją, ale ona go nie słyszy. Ma na sobie czerwoną sukienkę. W końcu się odwraca, uśmiechnięta, szczęśliwa a cała wizja rozmywa się. Niby nic niezwykłego. Ja jednak ciągle na nowo zachwycam się tą sceną. Hipnotyzująca muzyka, od której zaczyna się kręcić w głowie, leniwe kadry, blade słońce, które wcale nie grzeje. Czerwona sukienka. Czy możemy uznać, że ta sukienka to ta, którą ma Sara? Kim więc w tej wizji jest Marion, przekształconym obrazem matki czy sama sobą w czerwonej sukience w tamtej chwili, właśnie w tamtej chwili. Scena ta powtarza się raz jeszcze pod koniec, aczkolwiek w innej , dramatycznej formie. Harry dążąc do ukochanej spada, tak naprawdę nigdy do niej nie dobiega.

To tylko wizje. Uzupełnienie tego, co staje się udziałem chłopaka. Bo to, co przeżywa w życiu jest o wiele bardziej realne. Nie jestem osobą, którą przerażają na ekranie hektolitry krwi, wnętrzności ludzkie, ale to co dzieje się w ostatniej części filmu sprawia, że chcę spuścić wzrok, aby to do mnie nie dotarło. Nie chcę, aby to było prawdziwe. Jednak to jest prawdziwe. Cierpię wraz z nim, czuję jego rozkład, staję się częścią jego bólu. To niesamowity efekt, który zostaje wyryty w naszej pamięci."

Jedna z recenzji tegoż filmu, znaleziona w internecie.

Brak komentarzy: